Pyłek w Oku Boga

Okładka książki Pyłek w Oku Boga Larry Niven, Jerry Eugene Pournelle
Logo Lubimyczytac Patronat
Logo Lubimyczytac Patronat
Okładka książki Pyłek w Oku Boga
Larry NivenJerry Eugene Pournelle Wydawnictwo: Vesper Cykl: Moties (tom 1) Seria: Wymiary fantasy, science fiction
852 str. 14 godz. 12 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Moties (tom 1)
Seria:
Wymiary
Tytuł oryginału:
The Mote in God’s Eye
Wydawnictwo:
Vesper
Data wydania:
2024-05-15
Data 1. wyd. pol.:
1990-01-01
Data 1. wydania:
1974-01-01
Liczba stron:
852
Czas czytania
14 godz. 12 min.
Język:
polski
ISBN:
9788377314920
Tłumacz:
Tomasz Chyrzyński
Średnia ocen

6,9 6,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Starborn and Godsons Steven Barnes, Larry Niven, Jerry Eugene Pournelle
Ocena 0,0
Starborn and G... Steven Barnes, Larr...
Okładka książki Multiverse. Exploring Poul Andersons Worlds Karen Anderson, Stephen Baxter, Astrid Anderson Bear, Greg Bear, Gregory Benford, David Brin, Terry Brooks, C.J. Cherryh, Gardner Raymond Dozois, Bob Eggleton, Raymond E. Feist, Eric Flint, Nancy Kress, Larry Niven, Jerry Eugene Pournelle, Robert Silverberg, Harry Turtledove, Tad Williams
Ocena 8,5
Multiverse. Ex... Karen Anderson, Ste...
Okładka książki Ringworld: The Graphic Novel, Part One Sean Lam, Larry Niven
Ocena 0,0
Ringworld: The... Sean Lam, Larry Niv...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,9 / 10
28 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
431
142

Na półkach:

Zacznijmy od tego, że niezmiernie trudno jest opowiedzieć o “Pyłku w Oku Boga” bez spoilerów, ponieważ większość interesujących aspektów lektury jest mocno związana z elementami fabularnymi. Cóż, spróbuję jakoś sprostać wyzwaniu. Skrótowo powiem, że rzutem na taśmę podwyższyłem tej książce notę z 6 na 7. Bardzo mieszane uczucia towarzyszyły mi podczas czytania, jednak w swoim subgatunku space opery pozycja ta wyróżnia się takim bardzo przyziemnym podejściem do tematu pierwszego kontaktu. Wszystkie motywy stanowiące o sile tej powieści można w bezpośredni sposób odnieść do jakiś wydarzeń geopolitycznych współczesnego świata, nie jest to jakaś efekciarska, ekscytująca fantazja na temat przyszłości gatunku ludzkiego (Hamilton, Reynolds),raczej pewna uniwersalna, ludzka kontemplacja na temat zaufania i wzajemnego porozumienia w futurystycznym settingu statków kosmicznych i obcej cywilizacji tuż za naszym progiem.

1. Dlaczego warto przeczytać / co mi się w niej podobało?

Po pierwsze widać, że Pournelle i Niven znają się na rzeczy jeśli chodzi o aspekty hard SF - wszelkie technologie (żagiel słoneczny to mój soft spot jeśli chodzi o gwiezdne napędy),instrumenty, metody badawcze, słownictwo, prawa fizyki (szczególnie namacalnie zobrazowano wysokie przeciążenia związane z przyspieszeniem statku, przy czym były one w granicach ludzkiej wytrzymałości, a nie zupełnie odjechane dla efektu wow) - wszystko to ma ręce i nogi i oklaski dla panów za przygotowanie merytoryczne. Jakby ktoś miał wątpliwości to mogą rozwiać je krótkie notki biograficzne autorów zamieszczone z tyłu książki. Powieść jest z pewnością przemyślana, bogata w szczegóły, potrafi trzymać w napięciu na początku i pod koniec. Odczuwa się tą imperialną aurę ludzkości. Obcy zostali zaprezentowani naprawdę interesująco, zarówno pod kątem biologii (mój ulubiony aspekt),psychologii, technologii oraz społeczeństwa. Sceny suspensu, w których jeden statek zbliżał się pomalutku do drugiego były efektywne i imponujące.

Chyba najmocniej przemówił do mnie wspomniany już wątek zaufania wobec innego podmiotu, który posiada własną agendę oraz tajemnice, które pragnie zachować dla siebie. Nawet gdybyśmy chcieli zaufać drugiej stronie to jak możemy to uczynić nie będąc przekonanym o jej intencjach? Wszelkie pertraktacje polityczno-handlowe z obcymi, które śledzimy równolegle z obu stron były mocno angażujące, ponieważ obserwujemy, jakie sekrety ludzie i Motowie (tak nazywamy rasę obcych, bo ich świat orbituje wokół białego karła, który na tle czerwonego nadolbrzyma przypomina pyłek - mote) ukrywają przed sobą nawzajem i jednocześnie jesteśmy w pełni świadomi stawki, o jaką toczy się gra. Czy znajdziemy drogę do porozumienia, czy jedynym rozwiązaniem jest eksterminacja całego gatunku? Czy zawsze istnieje alternatywa dla wzajemnej zagłady? Podobało mi się zakończenie i myślę, że całościowo ta książka potrafi dać do myślenia - nie odlatujemy daleko w abstrakcję tylko próbujemy przyrównać te wydarzenia do naszych realnych konfliktów (w dniu tworzenia to pewnie chłodne relacje USA i ZSRR, co ciekawe w powieści oba te państwa się połączyły w Kondominium, z którego później wyewoluowały Imperia Ludzkości).

2. O wadach i zgrzytach słów kilka…

Praktycznie w dużym stopniu będę powtarzał po moim poprzedniku. Z pewnością bohaterowie nie są mocnym aspektem powieści, co jest raczej poważną wadą w przypadku space oper. Większość postaci zlewała mi się do samego końca, różnią się w zasadzie jedynie imionami. Co prawda były tam próby pogłębienia tych postaci o jakieś krótkie backstory, ale utonęły one w zalewie 850 stron badań, dialogów i polityki. Główny bohater - Roderick Blaine, kapitan krążownika MacArthur, jest typem postaci carte blanche, którą każdy może wypełnić sobą, ale jako samodzielna jednostka nie oferuje niczego interesującego poza tym, że jest arystokratą i ów status niewątpliwie mu się przydaje. Swoją drogą nie ma drugiego takiego kapitana floty międzygwiezdnej, któremu tyle raz się upiekło od ochrzanu od przełożonego (+ jeszcze otrzymuje awans!). Wątek miłosny pojawił się bardzo niespodziewanie, albo to ja słabo odczytywałem znaki. Niewątpliwie dobrze, że się pojawił - to ważne, aby głównej postaci na czymś zależało, aby ów konflikt cywilizacyjny przybierał charakter osobisty. Kupiec-więzień polityczny jest niemal bezużyteczny, choć z jakimś tam przynajmniej charakterem. Kadeci ledwo do rozróżnienia między sobą z wyjątkiem nawigatora. Możesz zapamiętać, który brał udział w czym, ale ostatecznie niezbyt ci się to przyda. Wicekról pusty i bez wyrazu, naukowcy bardzo jednowymiarowi i mało ciekawi (swoją drogą to rzadkość, aby twórcy SF lepiej sobie poradzili z portretami wojskowych niż ludzi zajmujących się prowadzeniem badań). Najlepszy jest komandor krążownika Lenin, ale to głównie dlatego, że przez całą książkę nie było wiadomo, czego się można po nim spodziewać. Jego reputacja była tą przysłowiową dużą chmurą, z której spadło mało deszczu.

Fabuła jest zdecydowanie rozwlekła i ma swoje przestoje, w moim odczuciu w szczególności środkowa część poświęcona kosmitom. Autorzy odkrywają przed czytelnikami nowe fragmenty układanki, jaką są Motowie, jednak nie potrafią nadać owym sytuacjom jakiegoś ładunku emocjonalnego. Przelatujesz kolejne fragmenty wzrokiem bez większego entuzjazmu, byś dopiero pod koniec powiedział “a to ten element jest ważny w taki sposób, fajnie!”. Gdy sytuacja na moment wymyka się ludziom spod kontroli czułem chwilowy wzrost zainteresowania, ale moja wyobraźnia nie potrafiła uczynić z formy zagrożenia czegoś realnie przerażającego - czułem się bardziej, jakbym dziś obejrzał film “Gremliny” i ktoś mi powiedział, że powinienem odczuwać niepokój. Sceny akcji raczej oszczędnie, wręcz mało umiejętnie opisane.

Były fragmenty tekstu, które czytało mi się bardzo mozolnie i musiało upłynąć wiele stron, abyśmy trafili do jakiegoś muzeum czy innego miejsca, gdzie poznamy historię cywilizacji Motów, bo to właśnie w tym aspekcie kryje się prawdziwe “mięsko” opowieści. Czasami nie potrafiłem dobrze prześledzić kontynuacji dialogów, jakby były nienaturalnie posklejane, ale może to tylko moje braki w koncentracji. Co mnie ciągle zastanawiało to gdy narrator stwierdzał, że coś jest “nietypowe” albo “niestandardowe” i za cholerę nie potrafiłem orzec, jak taka nietypowość wygląda. Nie pamiętam konkretnych przykładów, ale w trakcie lektury ów zabieg rzucał mi się w oczy kilkukrotnie i za każdym razem (100% przypadków) nie wiedziałem, co nietypowego było w wielkości danego zjawiska (w skali kosmologicznej, gdzie są różne typy wszystkiego). Czepialstwo? Może. Ja jednak zwróciłem na to uwagę.

Nie podobało mi się posłowie. Bardzo sporadycznie coś takiego mówię, bo zwykle posłowia są wartością dodaną dla treści. Przykro mi, ale to przygotowane na zamówienie mi się po prostu nie podoba, nie jest ani pogłębiające, ani stylistycznie ciekawe (poszło zbyt mocno w kolokwializm, słowo “no” przewija się tam nieustannie). Przewartościowany jest w mojej opinii wątek religijny - występuje, ale jest praktycznie nieobecny. Szkoda, że autorzy nie pofatygowali się o jakiś ciekawy system wierzeń Motów, tylko tak jednym zdaniem…
Sporadycznie (w zależności od tego, jakim jesteś czytelnikiem) poczujesz się wyrzucony z narracji jakimś terminem, które nie kojarzy Ci się w ludzkością trzeciego tysiąclecia lub podobieństwami w funkcjonalnej tkance cywilizacji Motów względem ludzi (może być to jakiś detal architektoniczny czy środek transportu). Mi to nie przeszkadzało, ale wspominam o tym aby być bliżej ideałowi obiektywizmu. Jeśli nazywanie środków transportu “samochodami” na innej planecie ci nie przeszkadza, to w porządku. Albo anatomiczne odpowiedniki organów wewnętrznych. Albo gdy kosmici nauczyli się naszego języka i aby przeklnąć, używają słów "do diaska!" Wiecie, jest troszkę tych XX-wiecznych naleciałości - wtedy odwzorowywanie przyszłości w warstwie językowej nie było tak naglącą potrzebą jak dziś. Mnie wytrąciła z immersji filiżanka (^>^)
Nie obyło się bez paru literówek czy jakiś takich niezręczności (osłona ablacyjna czy ablatywna w końcu? Wiemy, że to pierwsze). Ale tłumaczenie okej, to w końcu ogrom stron i potknięcia nie są zbyt rażące.

3. Podsumowanie.

Wydaje się, że wady przewyższają zalety (przynajmniej objętościowo),jednak tuż po lekturze byłem naprawdę zadowolony, że sięgnąłem po tę pozycję. Na przestrzeni tych 850 stron wydarzyło się sporo interesujących rzeczy, byłem świadkiem pierwszego kontaktu z ciekawie zbudowaną cywilizacją inną niż wszystkie. Nie ukrywajmy, w space operach obcy są zazwyczaj naszymi wrogami nr 1. Tutaj natomiast Motowie wcale nie są do nas wrogo nastawieni, na swój sposób są wręcz sympatyczni, mają jedynie swoje własne imperatywy i interesy, a ludzkość pierwsze co robi to nie strzela czym popadnie, tylko próbuje na wszelkie sposoby znaleźć nić porozumienia przede wszystkim na płaszczyźnie handlowej. Zagrożenia vs. potencjalne korzyści, a na szali leży los prawdopodobnie setek miliardów obywateli Imperium. Pośpiech jest w takim przypadku nie wskazany, lecz chłodna, otwarta głowa, która potrafi te przeciwstawne czynniki odpowiednio skalkulować. Jest to bardzo dojrzałe przedstawienie kontaktu z obcą cywilizacją i co by nie mówić dłuższymi momentami potrafiło zaangażować, a i wyszedłem z tej przygody z uczuciem satysfakcji. Do końca byłem ciekaw, jakie rozwiązanie zostanie opracowane i nie zawiodłem się. Końcowy morał uważam za ciekawy (użyłbym innego przymiotnika, ale zasugerowałbym zakończenie). Podoba mi się niemal każda książka, w której lata świetle oznaczają “znacznie dalej, niż się fantastom wydaje”, chyba że jedna strona ma jakiś super trik, jak napęd Aldersona w rękach Ludzkości.

Także warto przeczytać. “Pyłek w Oku Boga” to nie jest ramotka (uf!),choć wyraźnie się różni od współczesnych, militarystycznych space oper. Ale dla kogoś, kto lubi dobre powieści to chyba dobrze, że książka różni się od swoich odpowiedników, prawda? Śmiało można spróbować. To nie jest jakieś odkopane z niebytu arcydzieło, jednak jej uniwersalny charakter oraz bogactwo wyobraźni sprawia, że broni się jako analiza socjologiczna oraz po prostu przygoda (w bardzo luźnym rozumieniu tego słowa) w kosmosie z mocnym naciskiem na politykę i ekonomię.

Zacznijmy od tego, że niezmiernie trudno jest opowiedzieć o “Pyłku w Oku Boga” bez spoilerów, ponieważ większość interesujących aspektów lektury jest mocno związana z elementami fabularnymi. Cóż, spróbuję jakoś sprostać wyzwaniu. Skrótowo powiem, że rzutem na taśmę podwyższyłem tej książce notę z 6 na 7. Bardzo mieszane uczucia towarzyszyły mi podczas czytania, jednak w...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1700
386

Na półkach: ,

Autorzy nie pozostawiają złudzeń, że „Pyłek...” to duża rzecz: raz ze względu na objętość powieści, dwa na umiejscowienie w czasie – a mamy trzecie tysiąclecie.
Harold Blaine jest lordem komandorem Imperialnej Floty Kosmicznej. To skrupulatny, myślący nieszablonowo młody człowiek. Ta nieszablonowość w myśleniu i działaniu powinna przysparzać mu wrogów i kłopotów, ale życie ma swoje prawa więc Blaine, miast ponosić karę, konsekwentnie awansuje. Jego aktualne zadanie to przetransportować bezpiecznie Sandrę Foller (antropolog z zacnej arystokratycznej rodziny) i Horacego Burego (kupca i szuję jednocześnie). Zadanie trudnym się nie wydaje, szczególnie jeśli dowodzi się statkiem kosmicznym z wyższej półki. I trudne nie jest do momentu kiedy załoga napotyka nieznany statek kosmiczny, a w nim... Obcego. Choć martwy, nie ma wątpliwości że jest/był przedstawicielem myślącej, technicznie zaawansowanej cywilizacji. Teraz priorytety się zmieniają, ten sam Blaine „wsparty” dodatkowo obecnością Horacego Horvantha (ministra nauki) Davida Hardego (kapelana) i licznej grupy naukowców wyrusza na spotkanie Motów (z braku pomysłów tak ich nazwano)),a to wszystko pod czujnym okiem admirała Kutuzowa, który na czuwać nad bezpieczeństwem i strzec tajemnic technologicznych Imperium. Blaine nie domyśla się, że przyjdzie mu walczyć z krasnalami/zegarmistrzami, a Motowie nie są tak otwarci i szczerzy jak zapowiada pierwszy z nimi kontakt.
Powieść jest jednym wielkim miszmaszem uczuć jakie mogą wzbudzić w czytelniku - od znużenia po zachwyt, od zadziwienia po uśmiech poblażliwości. Pierwsze kilkaset stron to ciekawa, ale monotonna warsztatowo opowieść o podróży kosmicznej. Poznajemy Imperium, poznajemy bohaterów, poznajemy technologię, poznajemy problemy z jakim Świat się boryka, a wszystko to jest jednowymiarowe. Nawet trudno oznaczyć głównego bohatera, bo wszyscy sobie równi i tak samo płascy. Momentem przełomowym jest oczywiście pierwszy kontakt z obcą cywilizacją. I tutaj zmienia się wiele: przede wszystkim narracji daleko do utartych schematów. Obcy (choć bardzo Obcy) są „przyjaźni”, ich serdeczność, i uległość wręcz, prawie usypia czujność. Drugim znaczącym odstępstwem jest relacja Naukowcy kontra twardogłowi Wojskowi. Wyjątkowo Naukowcy gubią gdzieś racjonalizm i rozsądek i gdyby nie chorobliwie podejrzliwy – z zawodu niejako – Wojskowi...
Na plus to bardzo przemyślana historia Pierwszego Kontaktu, zachowawczy Ziemianie i nie do końca uczciwi Obcy. Jedni i drudzy mają swoje tajemnice, pytanie tylko która z tajemnic jest bardziej niebezpieczna.
Na minus to właśnie ta jednowymiarowość bohaterów, Blaine – choć pracy łatwej nie ma – jest nijaki, Bury – szachraj z urodzenia – jest nijaki, Horvant - człowiek pozbawiony wyobraźni, ale nijaki. Jedynie admirał Kutuzow próbuje być charakterny. Więcej wigoru mają Obcy, a ich historia i tajemnica jest naprawdę ciekawa. To dość znacząco ubarwia opowieść, choć trzeba na to ubarwienie czekać cierpliwie. Reszta jest jak romans Blaine'a z Sally – przez całą powieść nic i nagle ślub.
Jednym zdaniem: temat doskonale dopracowany fabularnie i technicznie, zabrakło jedynie „kolorytu”.

Autorzy nie pozostawiają złudzeń, że „Pyłek...” to duża rzecz: raz ze względu na objętość powieści, dwa na umiejscowienie w czasie – a mamy trzecie tysiąclecie.
Harold Blaine jest lordem komandorem Imperialnej Floty Kosmicznej. To skrupulatny, myślący nieszablonowo młody człowiek. Ta nieszablonowość w myśleniu i działaniu powinna przysparzać mu wrogów i kłopotów, ale życie...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    370
  • Przeczytane
    32
  • Posiadam
    31
  • Chcę w prezencie
    8
  • Teraz czytam
    8
  • Sci-Fi
    3
  • Do kupienia
    3
  • Do zdobycia
    3
  • Fantastyka
    3
  • Chcę kupić
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Pyłek w Oku Boga


Podobne książki

Przeczytaj także